Moja kuzynka Wioletta , matka Chrzestna Franusia miała ostatnio ostatnie trzydzieste ....urodziny. Z tej okazji podarowałam jej butelkę z motywem pomarańczy napełnioną nalewką malinowo - porzeczkową ...mniam Wyszła mi bardzo aromatyczna.
Do butelki przywiązałam skromną karteczkę a raczej "bilecik" z życzeniami.
Dzisiaj spędziłyśmy razem popołudnie , było wspólne obleganie sklepów i szukanie prezentów pod choinkę.
Po udanych zakupach pojechałyśmy do rodziców Wioletty i tam odwiedziłam moją wiekową już ciocię Anielę. To ta od albumiku , który ostatnio zrobiłam. I proszę sobie wyobrazić , że ciocia nie była z albumu zadowolona! Ponieważ stwierdziła , że wstawiłam tam "brzydkie" zdjęcie , na którym to ona niezbyt dobrze się prezentowała... Oj ciociu ciociu ...ale cóż poradzić:)
Ciocia dostała ode mnie świąteczną choineczkę i jednego aniołka z całej gromady , która stoli u mnie w kuchni na półeczce. Na szczęście podarunek się jej spodobał , ku mojej wewnętrznej uciesze....
Choinki kleję z makaronu ... tym razem polecam makaron Lubella kokardki mini.
Spray złoty i brokat dodały im uroku.
Moja przygoda z aniołkami zaczęła się całkiem niewinnie , kiedy to dawna moja znajoma Ania odwiedziła mnie i przyniosła mi takowe na próbę do pomalowania. I tak się to zaczęło. Zaraziła mnie tym na dobre. Kolejne anioły zakupiłam już u niej w pracowni i maluję je na potęgę!!! A te duże , które pomalowałam dzisiaj są przecudne. Jednego dam mamie a drugi zostanie z nami , jest tak piękny , że nie potrafię się z nim rozstać.
A tutaj same choinki. Ta z bąbką trafiła do rodziców Wiolki i stoi już dumnie na komodzie jako piękna ozdoba świąteczna.